XXIII
Gdy
skończyłam czytać, Norbert wciąż milczał i wpatrywał się w
stronicę księgi.
- Ja
nadal nic nie widzę – powiedział – ale skoro mogłaś to
przeczytać, tzn że ty jesteś tą, która stoczy walkę z
Asmodeuszem.
Zdumiał
mnie ostry ton jego głosu.
- Norbert? O co chodzi?
- dotknęłam jego ramienia dłonią, od razu mnie przyciagnął
sobie na kolana. - Przepraszam.... po prostu .... chciałbym cię schować głęboko w sercu, a nie narażać cię na walkę, ale Księga aniołów nie może się mylić.
- Jeśli tak, to oznacza, że ...- pochyliłam się i pocałowałam jego usta, miękkie i gorące.
- Że byłem narzędziem...że nie mam wyroku... - poderwał się i przytulił mnie mocno. Roześmiałam się w głos. Miałam w głowie odkąd go poznałam tak katastroficzną wizję naszej przyszłości, a teraz się okazało, że możemy być razem bez przeszkód.
- Ale dlaczego zginął Krystian? - spoważniał.
- Krystian miał swojego anioła, odszedł w swoim czasie i ta kwestia nie podlega dyskusji. Natomiast wy oboje macie ważną misję do wykonana. - usłyszeliśmy mocny kobiecy głos. Odwróciłam się od Norberta i zobaczyłam pośrodku kuchni młodą kobietę, anielicę w jasnej kremowej sukni, oświetlonej blaskiem bijącym z jej uśmiechniętej twarzy, zza pleców wystawały trzy pary pięknych skrzydeł w kolorze łososiowym.
- Kim jesteś ? - spytałam, ale Norbert skłonił się i pociągnął mnie za rękę, zatem uczyniłam to samo.
To
Vehuiaha - boska szlachetność – I CHÓR SERAFINÓW,
pierwszy anioł w boskiej hierarchii, najważniejszy. Odpowiada za
niespodziewane sukcesy, miłość od pierwszego wejrzenia, szczęście
i przezwyciężanie kłopotów, zapewnia otrzymanie pomocy, gdy
o nią poprosimy. Usłyszałam
wyjaśnienie Norberta. Nigdy nie schodziła na ziemię.
- O tak, ale też nie miałam powodów. Natomiast teraz ... Muszę wyprawić was na wojnę, muszę też zadbać o waszą miłość, bo jestem patronką waszego związku. Jednakże zanim się połączycie musicie uratować Damabiaha. Wyposażę was w pierwotne moce, moc twórczą i uśmiercającą , ludzka siłę i upór, ale to miłość nie pozwoli wam zginąć.
- Kiedy
mamy wyruszyć Pani? - zapytał Norbert. - O tak, ale też nie miałam powodów. Natomiast teraz ... Muszę wyprawić was na wojnę, muszę też zadbać o waszą miłość, bo jestem patronką waszego związku. Jednakże zanim się połączycie musicie uratować Damabiaha. Wyposażę was w pierwotne moce, moc twórczą i uśmiercającą , ludzka siłę i upór, ale to miłość nie pozwoli wam zginąć.
- Już, zaraz. Asmodeusz nie będzie sam. Posiada moce unicestwienia, jad iluzji, obłudę samobójstwa, siłę obmowy, wzrok pogardy i w końcu najgroźniejsze niewiarę, niegodność, zwątpienie w Boże miłosierdzie. Tylko razem, pełni miłości do siebie możecie się mu przeciwstawić.
- Ale co z Anką? - spytałam i poczułam na sobie karcące spojrzenie Norberta.
- Nie
besztaj jej. - roześmiała się Vehuiaha – właśnie dlatego
została wybrana, gdy chodzi o przyjaciół, ludzi, których
kocha, żadna siła, żaden majestat nie jest w stanie, jej powstrzymać - wyciągnęła dłoń i pogłaskała mnie po pliczku –
Anna dostanie anioła, zabierze ją w bezpieczne miejsce, tam gdzie
nie zachodzi słońce. Blask Bożej mocy ochroni ją przed siłami
złego. Ale wy będziecie narażeni na mrok i ciemność.
Pamiętajcie! Tylko razem, jesteście nie do pokonania. Nie możecie
się rozdzielić nawet na krok, myśli nie mogą się rozłączyć,
miłość zaś nie może osłabnąć, ale musi nabierać mocy z każdym
dniem... A teraz – klasnęła w dłonie – PRZEMIANA – zawołała.
Drobinki
iskierek światła zaczęły wypływać z jej dłoni i wirować
wokół mnie i Norberta. Moje ciało odrzuciło odzież którą
miałam na sobie. W kuchni pojawiło się jeszcze kilku aniołów
trzymających błękitną szatę. Vehuiaha wzięła ją od nich i
nałożyła na mnie. Wykonując magiczny taniec palcami stworzyła
miecz pełen błękitnego blasku, oraz tarczę i zbroję.
Dostrzegłam, że Norbert też się przemienił. Jego szata była
czarna, połyskiwała jednak srebrnym blaskiem. Czarno srebrne
skrzydła były tak potężne, że załamywały się pod naporem ścian.
Nagle Vehuahia odwróciła mnie tyłem i mogłam się tylko
domyślać co tworzy za moimi plecami. Poczułam mrowienie w okolicy
łopatek, ale przyjemne. Wiedziona przeczuciem zamknęłam oczy, po
chwili usłyszałam jej głos.
- Jesteś
gotowa.
- Rozejrzałam
się wokół, trudno było nie dostrzec ogromnych błękitnych
skrzydeł, potężniejszych niż skrzydła Norberta. Zatrzymałam
wzrok na jego twarzy. Malowała się na niej duma, miłość i
oddanie. Mogłabym stać tak i wpatrywać się w niego godzinami.
Był piękny, silny, pełen dostojeństwa, ale Vehuiaha złączyła
nasze dłonie i powiedziała:
- Ruszajcie.
- Ale dokąd? - spytałam.
- Tam dokąd nawet Bóg nie zagląda - usłyszałam jeszcze jej głos, ale postać zniknęła. Zniknęło wszystko. Otaczała nas ciemność. Noc. Czarniejsza niż mogłam sobie wyobrazić.